Jestem samotna/samodzielna mamą od niemal 5 lat. Ojciec dzieci wymagał więcej opieki niż dzieci, więc skupiłam się na dzieciach- 5 i 10 lat. Alimentów nie dostaje. Nie mam żadnej pomocy, od strony rodziców czy cioć. Jestem sama z życiem i jego problemami. Sama z dziećmi. Nikt mi nie pomaga.
Dlatego kilka lat temu zmieniłam pracę, potem drugi raz. Żeby zarabiać więcej i żyć z dziećmi tak, jak żyją inni. Żeby niczego im nie brakowało. Sama jestem z niepełnej rodziny gdzie bywało biednie i wiem jak można się wstydzić biedy.
A teraz przyszedł Polski Ład i zabrał mi możliwość wspólnego rozliczania. To strata kilkunastu tysięcy w skali roku. (Łącznie z 9% na służbę zdrowia to ok. 25 tys w skali roku). To nasze wakacje, ich obozy, lekarze, leki, ubrania. Pomimo, że zarabiam dobrze na siebie i przyjemności mało wydaję. Pensje zżerały kredyty, opłaty, nianie, prywatne przedszkola (innych nie było w okolicy), życie. Dzieci zawsze najważniejsze.
Żywność kosztuje więcej o 20-30%. Gaz, prąd.
A najbardziej boli, że rodziny z dziećmi, rodziny bez dzieci, samotni nadal mają ulgi. Mogą odliczyć duże pieniądze. A my nie. Bo nie jesteśmy rodziną? Kara, że się w życiu nie powiodło?
Marzę o tym, bo ktoś przyszedł i zdjął ze mnie choć kilka procent trosk i obowiązków. Żebym choć czasem po pracy mogła odpocząć.
Mówienie, że rozwodzi my się dla biznesu to jakiś kiepski żart.
Dodam jeszcze, że w zeszłym roku zdiagnozowano u mnie depresję. Za dużo wszystkiego na 1 osobę. Powinnam iść na terapię. Kiedy? Za co? Biorę tabletki żeby mi się chciało żyć i żeby móc jeszcze doprowadzić moje dzieci do dorosłości. I ciągle tylko myślę, żeby nic mi się nie stało. Bo co z dziećmi?